- Ojcze, - wstydząc się i czerwieniąc powiedział najstarszy syn. - Wydaje mi się, że bardziej wolę mężczyzn niż kobiety. A spośród mężczyzn najbardziej podoba mi się Sun Ahui z sąsiedniej wioski. On jest taki... taki...! Jest jak Byakuya z "Bleach"! Zdaję sobie sprawę, że chciałbyś widzieć we mnie podporę w przyszłości, kontynuatora rodu i swego namiestnika, ale... wybacz, ja chcę inaczej. Nie będziesz miał nic przeciwko temu, że Sun Ahui wprowadzi się do nas, będę z nim spał w jednym łóżku i będę z nim siedzieć przy kominku trzymając się za ręce?
Mistrz Wang już otwierał szeroko usta, by głośno powiedzieć dzieciom wszystko, co o nich myśli, ale nie wydał żadnego dźwięku. "Czy aby na pewno? - pomyślał nagle. - Czy mam prawo decydować za dzieci, jak mają żyć, z kim spać, co jeść i w co wierzyć? Przecież to są niezależne osobowości! I co z tego, że najstarszy ma dopiero siedemnaście lat? Co z tego, że mi się to nie podoba! To nic, pocierpię, za to moje dzieci będą szczęśliwe! Ostatecznie, im bardziej cywilizowany człowiek, tym bardziej jest tolerancyjny. Przecież nie będę się zachowywał jak dzikus!!"
- Dobrze, - powiedział zmęczony, - żyjcie jak chcecie.
...Minęło dziesięć lat. Dzieci żyły jak chciały, a Mistrza Wanga po prostu ch*j strzelał.
Poszedł więc do sąsiada, by podzielić się z nim swym nieszczęściem i zobaczył, że Mistrz Zhang siedzi w altanie, pije wino śliwkowe i pali ulubioną fajkę.
- Jak żyjesz, sąsiedzie? - spytał Mistrz Wang. - Wszystko w porządku? Jak dzieci?
Mistrz Zhang powoli sącząc napój z kubka, odrzekł:
- Starszy syn poślubił córkę sędziego Sądu Okręgowego, są szczęśliwi, syn sporo zarabia i mają duży dom. Średni syn służy w cesarskiej kawalerii na południowych rubieżach Imperium i dowodzi setką konnych. Wrogowie boją się go jak ognia, przyjaciele uwielbiają, podwładni szanują, a zwierzchnicy cenią. A córka - cóż, tam mieszka moja śliczna córka, jej ukochany mąż i pięcioro moich wnucząt...
- Nie do wiary! - wykrzyknął Mistrz Wang. - Ale czy dziesięć lat temu twoje dzieci, będąc młodymi, zapalczywymi i głupimi, nie przychodziły do ciebie, chcąc czegoś innego, dziwnego?!
Mistrz Zhang z powagą skinął głową.
- Jak ci się udało wychować tak wspaniale dzieci?!
- Powiedziałem im po prostu, że jeśli nie przestaną palić głupa, przyj*bię im łopatą.
...Od tego czasu naśladowców Mistrza Wanga nazywają "tolerancyjnymi", a naśladowców Mistrza Zhanga - "szowinistami".
Dobra, dobra. Chwila. Chcesz sobie skomentować lub ocenić komentujących?
Zaloguj się lub zarejestruj jako nieustraszony bojownik walczący z powagą