Dokładnie sześć godzin później przez te same drzwi ponownie przeszedł Dwatafarianin - tym razem w odwrotnym kierunku, i tym razem wyraźnie zadowolony. Ignorując kompletnie zdziwioną żonę wyciągnął dłoń w kierunku nieznajomego mężczyzny siedzącego na kanapie.
- Dwatafarianin jestem, miło mi.
- Eee... Józio Piękoś... - wybąkał nieznajomy niepewnie, bo przybysz - pomijając dziwny wygląd i imię - był od niego znacznie większy.
Dwatafarianin udał się do lodówki po swoje ulubione skrzydełka wieprzowe, a w tym czasie Józio Piękoś i żona Dwatafarianina wymienialni nic nie rozumiejące spojrzenia, a im bardziej je wymieniali, tym bardziej były one nic nie rozumiejące.
- Przepraszam bardzo - odważył się w końcu wyszeptać Józio Piękoś. - Dwatafarianin? Co to za imię?
- To nie imię, to przydomek. Ale używam go, bo nie mam pojęcia, jak mam na imię; czy w ogóle jakoś mam. Wziął się stąd, że wyglądam jak Rastafarianin, tylko dwa razy większy.
- Ale Rastafarianie... - zaczął gość, wbijając wzrok w posiłek Dwatafarianina.
- WYGLĄDAM jak Rastafarianin, natomiast z przyjemnością wpieprzę wieprze. Ale mów mi Dwa.
- 2?
- Nie 2. Dwa.
- A jaka to różnica, jeśli wolno spytać?
- Dla mnie duża.
- Egoista! - żachnął się Józio Piękoś.
Wbrew jego obawom Dwatafarianin wcale nie okazał agresji, jedynie smutek i zdziwienie zarazem.
- Dlaczego nazywasz mnie egoistą?
- Z powodu tych obostrzeń na temat twojego imienia. Nie przyszło ci do głowy, że ktoś kiedyś może tę historyjkę nie pisać lub czytać, ale recytować lub słuchać? Co wtedy?
- Wtedy będzie miał problem. Albo wytłumaczy mu się, że nie 2 cyfrą, tylko De-wu-a.
Dwa sięgnął po drugie skrzydełko, gdy w końcu odezwała się żona.
- A gdzieżeś ty w ogóle był?
- Wkurzyła mnie nasza rozmowa, to polazłem się rozweselić do klubu. Akurat był kabaret Aya Mrau Mrau.
- Ani Mru Mru?
- Sama jesteś Ani Mru Mru! - ofuknął żonę Dwa. - Wyraźnie mówię: Aya Mrau Mrau. Ten, gdzie występują z różowymi grzywami. Plus gościnnie Blondyneczka Naiwo i Darth Waber. Ale co ty możesz o tym wiedzieć, w ogóle nie chadzasz w takie miejsca.
- Bo nigdy mnie nie zabierasz.
Dwatafarianin niemal się roześmiał.
- To chyba jasne. Chodzę tam po to, żeby się zrelaksować, gdy mnie wkurzysz. Chyba logiczne, że wtedy wolę być gdzieś bez ciebie.
- Oj, nie bocz się już, kochanie - jęła przymilać się połowica Dwy.
- Przecież widzisz, żem wesół, słoneczko - odparł Dwa, i rzeczywiście tak było. - Przy okazji, co to był za jeden? - dopytał się, bo Józio Piękoś jakoś zniknął.
- Józio Piękoś.
- Ach, racja, zapomniałem.
- Mój misiaczek.
- Moja myszka.
Do łóżka poszli pogodzeni i rozpogodzeni. Podobnie rano do pracy. Niestety, oboje mieli zły dzień. Na nią szef nawrzeszczał, na niego ośmiu klientów... W efekcie po powrocie do domu znowu się pokłócili. W końcu Dwatafarianin tego nie wytrzymał.
- Wychodzę! - wrzasnął i z całej siły otworzył drzwi do domu. - A jak wrócę, to ta strona ma być przewinięta na początek tego opowiadania! - krzyknął jeszcze na odchodne, po czym trzasnął drzwiami.
Pozdrawiam,
- Dwatafarianin jestem, miło mi.
- Eee... Józio Piękoś... - wybąkał nieznajomy niepewnie, bo przybysz - pomijając dziwny wygląd i imię - był od niego znacznie większy.
Dwatafarianin udał się do lodówki po swoje ulubione skrzydełka wieprzowe, a w tym czasie Józio Piękoś i żona Dwatafarianina wymienialni nic nie rozumiejące spojrzenia, a im bardziej je wymieniali, tym bardziej były one nic nie rozumiejące.
- Przepraszam bardzo - odważył się w końcu wyszeptać Józio Piękoś. - Dwatafarianin? Co to za imię?
- To nie imię, to przydomek. Ale używam go, bo nie mam pojęcia, jak mam na imię; czy w ogóle jakoś mam. Wziął się stąd, że wyglądam jak Rastafarianin, tylko dwa razy większy.
- Ale Rastafarianie... - zaczął gość, wbijając wzrok w posiłek Dwatafarianina.
- WYGLĄDAM jak Rastafarianin, natomiast z przyjemnością wpieprzę wieprze. Ale mów mi Dwa.
- 2?
- Nie 2. Dwa.
- A jaka to różnica, jeśli wolno spytać?
- Dla mnie duża.
- Egoista! - żachnął się Józio Piękoś.
Wbrew jego obawom Dwatafarianin wcale nie okazał agresji, jedynie smutek i zdziwienie zarazem.
- Dlaczego nazywasz mnie egoistą?
- Z powodu tych obostrzeń na temat twojego imienia. Nie przyszło ci do głowy, że ktoś kiedyś może tę historyjkę nie pisać lub czytać, ale recytować lub słuchać? Co wtedy?
- Wtedy będzie miał problem. Albo wytłumaczy mu się, że nie 2 cyfrą, tylko De-wu-a.
Dwa sięgnął po drugie skrzydełko, gdy w końcu odezwała się żona.
- A gdzieżeś ty w ogóle był?
- Wkurzyła mnie nasza rozmowa, to polazłem się rozweselić do klubu. Akurat był kabaret Aya Mrau Mrau.
- Ani Mru Mru?
- Sama jesteś Ani Mru Mru! - ofuknął żonę Dwa. - Wyraźnie mówię: Aya Mrau Mrau. Ten, gdzie występują z różowymi grzywami. Plus gościnnie Blondyneczka Naiwo i Darth Waber. Ale co ty możesz o tym wiedzieć, w ogóle nie chadzasz w takie miejsca.
- Bo nigdy mnie nie zabierasz.
Dwatafarianin niemal się roześmiał.
- To chyba jasne. Chodzę tam po to, żeby się zrelaksować, gdy mnie wkurzysz. Chyba logiczne, że wtedy wolę być gdzieś bez ciebie.
- Oj, nie bocz się już, kochanie - jęła przymilać się połowica Dwy.
- Przecież widzisz, żem wesół, słoneczko - odparł Dwa, i rzeczywiście tak było. - Przy okazji, co to był za jeden? - dopytał się, bo Józio Piękoś jakoś zniknął.
- Józio Piękoś.
- Ach, racja, zapomniałem.
- Mój misiaczek.
- Moja myszka.
Do łóżka poszli pogodzeni i rozpogodzeni. Podobnie rano do pracy. Niestety, oboje mieli zły dzień. Na nią szef nawrzeszczał, na niego ośmiu klientów... W efekcie po powrocie do domu znowu się pokłócili. W końcu Dwatafarianin tego nie wytrzymał.
- Wychodzę! - wrzasnął i z całej siły otworzył drzwi do domu. - A jak wrócę, to ta strona ma być przewinięta na początek tego opowiadania! - krzyknął jeszcze na odchodne, po czym trzasnął drzwiami.
Pozdrawiam,
--
Pietshaq na YouTube