Był sobie w pewnym mieście klub którego członkowie lubowali się w zagadkach i paradoksach. Historię klubu opisano w innej przypowieści. W skrócie rzecz biorąc ludzie którzy zastąpili założycieli klubu nie chcieli pozwolić na to by ktoś ich zastąpił, choć była już silna grupa przejmująca władanie. Wiadomo, część wygoniono, część schowała się za komodą i bawiła się po dawnemu, a część czasem zza komody wychodziła, ewentualnie odziała się powrotnie i grzecznie nawróciła się na reguły przewodniczącej i jej pomocników. Każdy z nawróceńców jednak tesknił za czasami sprzed przywracania porządku i już tak dobrze się w zreformowanym klubie nie bawił. Dlatego ograniczył się do napisania czegoś od czasu do czasu tak z czystej nostalgii.
Fakt faktem, powołano słuzbe porządkową, mającą pilnować by nowe paradoksy spełniały wymogi intelektualne i powagowe.
Pewnego pięknego dnia jeden z buntowników wyjżał z zza komody i stwierdził, że sytuacja jest co najmniej zabawna. W klubie w którym rozpatrywano niegdyś dziesiątki problemów dziennie nie było praktycznie nikogo. Pojawiał się jeden problem w ciągu dnia. I był kontrolowany przez służby porządkowe w ilości sztuk dwoje.
I konkurs:
Jaki z tego morał?
Fakt faktem, powołano słuzbe porządkową, mającą pilnować by nowe paradoksy spełniały wymogi intelektualne i powagowe.
Pewnego pięknego dnia jeden z buntowników wyjżał z zza komody i stwierdził, że sytuacja jest co najmniej zabawna. W klubie w którym rozpatrywano niegdyś dziesiątki problemów dziennie nie było praktycznie nikogo. Pojawiał się jeden problem w ciągu dnia. I był kontrolowany przez służby porządkowe w ilości sztuk dwoje.
I konkurs:
Jaki z tego morał?
--
Jeszcze jedno hobby i wyjdę z internetu