Kiedy zmęczenie bierze górę, sama potrafię popełnić ortografa, który wali po oczach na kilometr, mimo że generalnie wiem, że pisownia jest inna. Wstyd i hańba.
Ludzi poprawiam lub nie - w zależności od kontekstu.
Rodzina, redakcja różnego rodzaju tekstów, osoby znajome, zwłaszcza młodsze - a i owszem, poprawiam, bez żadnego wyśmiewania. Albo od tego jestem w danej sytuacji, albo robię to w dobrej wierze, nie jako przytyk (z powodu braku argumentów w kłótni, etc.
).
Ludzi obcych czy innych rozmówców z tej samej półki nie poprawiam, ale jak ktoś pisze do mnie sadząc byki co trzecie słowo, to mimowolnie jakiś tam osąd się rodzi w mojej głowie na temat tej osoby. Posługiwanie się poprawną polszczyzną przez rozmówcę zawsze wstępnie zachęca mnie do rozmowy - chyba że poprawną polszczyzną zaczyna się sadzić do mnie, to wtedy czar pryska mimo wszystko.
Obecnie w dobie wbudowanego słownika ortograficznego w Wordzie/przeglądarkach internetowych, z których naprawdę można korzystać popełnianie dużej ilości błędów ortograficznych mnie po prostu dziwi. Może ludzie piszą z zamkniętymi oczami i nie widzą tych czerwonych szlaczków?