idealy. smutne reminiscencje z dawnych czasow.
kiedys, dawno temu... mialem chyba wtedy cos kolo 20 lat, ale juz od
dwoch mieszkalem sam, ze swoja owczesna narzeczona, pozniej matka mojego syna... (wyprowadzilem sie z domu majac lat 18).
niewazne. ze swoim takim przyszywanym bratem (synem zony mojego
ojca)...
nie, pozniej, moj syn mial juz pol roku, to ja musialem miec jakies 21,5...
kupilem kawalerke, bo wczesniej sie wycieralismy po wynajetych mieszkaniach chyba trzech... i zanim do tej kawalerki sie wprowadzilismy, trzeba bylo zrobic pare remontow - wspomniany wczesniej brat moj przyszywany pomagal mi je zrealizowac...
ech, pamiec szwankuje. to co chce opisac nastapilo jakos wczesniej -
dosc wprowadzen, stricte:
siedzialem z nim nieopodal bloku ojca i pilismy piwo. i przyplatal sie
taki koles, co sie chwalil, ze wlasnie z wojska uciekl. a to byly czasy
kiedy takie ucieczki byly mocno karane, a wojsko bylo obowiazkowe. cos jak w krollu... taki film sprzed lat... fala i te sprawy.
i mysmy to piwo we dwoch pili, a ten koles sie przysiadl i pil swoje i
sie cieszyl, ze uciekl z sluzby zasadniczej. a ja go wtedy jakby
sprowadzilem na ziemie i z calym przekonaniem namawialem go zeby wrocil, odcierpial stosowne kary i mial z glowy, zanim go zlapia i dostanie kary znacznie wieksze (za porzucenie posterunku i pare innych wydumanych przez socjalistow zarzutow).
z cala sila i moca na jaka mnie bylo stac przekonywalem go, ze lepiej
bedzie powrocic i poniesc ciezar porazki, by sie odbic od dna, niz teraz
chwile sie poradowac wolnoscia, by pozniej zyc w trwodze co sie za nim bedzie ciagnac latami...
w koncu zgodzil sie ze mna i powiedzial, ze wroci do jednostki i
przyjmie na klate konsekwencje, w nadziei, ze faktycznie poniesie
kare, ale ulozy sobie zycie i nie bedzie musial cale zycie uciekac...
chcialbym... chcialbym wiedziec, jak potoczyly sie jego losy... czy
czasem nie skrzywilem mu zycia myslac zbyt idealistycznie. do dzis
jestem idealista i do dzis za to place... nawet moj wlasny szef to
zauwazyl i korzysta z tego, zeby mnie wynagradzac coraz mniej, mimo, ze doklada mi obowiazkow...
placze mi sie po glowie calkowicie chyba nie na miejscu ' w imie zasad, skurwysynu' - cytat z psow.
nie o tym chcialem. chcialem o tym, ze naprawde chcialbym sie dowiedziec jak wplynalem na zycie tego mlodego czlowieka, jako szczyl, przekonany o tym, ze swiat moze byc uczciwy i z zasadami.... do dzis myslalem, ze to byl dobry uczynek, ale jak mi szef po raz kolejny obcial warunki wynagrodzenia pod szyldem 'pan jest naiwny'... to jak kurna, co roku w styczniu bede mial gorsze warunki? co raz i gorsze?? a nie po to pracujemy i wypruwamy z siebie zyly, zeby sobie polepszyc?? to powzialem watpliwosci. boli mnie to. i przypomnialem sobie tamto zdarzenie, majac nadzieje, ze jednak nie zaszkodzilem temu chlopakowi wiara w ludzi i zasady... ech...
mimo wszytko mam nadzieje, ze mu sie zycie ulozylo... a jesli nie - przepraszam. mlody bylem i chyba faktycznie naiwny, uczony zeby trzymac sie idealow. ogolnych. wciaz sie ich trzymam, a kto uwaza, ze zle robie, niech rzuci kamieniem... powaznie. moze sie w koncu otrzasne na stare lata...
naprawde ten swiat jest posrany i tylko niewiara i nieufnoscia da sie
przezyc?... bleh!
Dobra, dobra. Chwila. Chcesz sobie skomentować lub ocenić komentujących?
Zaloguj się lub zarejestruj jako nieustraszony bojownik walczący z powagą