Historyczne nagrody Darwina 2
Reszka
·
7 czerwca 2004
23 842
14
37
Śmierć jest bezlitosna. Nie patrzy na to, że ludzie właśnie oddają się namiętnościom, kochają, ucztują albo załatwiaja inne, bardziej intymne potrzeby. Robi to tak jakby chciała, by następne pokolenia umierały ze śmiechu z jej dowcipnych pomysłów... Barbarossa, władca Algieru, każdą noc spędzał w haremie z paroma swieżymi niewolnicami. Tam dopadla go smierć w 70-tej wiośnie życia. Niewolnice z haremu "zakochały" go na śmierć.
* * * * *
Być może tylko z tego powodu, że był papieżem, dużo wcześniej odwiedziła kostucha 26-letniego Jana XII znanego z rozpusty, gdy na figlach dopadł go pewien zazdrosny mąż i tak pobił, że papież nie tylko nie skonsumował damy, ale i nie dożył też rana.
* * * * *
Tak jak dzisiaj Aids, tak niegdyś postrachem wszystkich nadużywających uciech cielesnych był syfilis. „Na ową bezecną chorobę, cierpiąc jak potępieniec” zszedł z tego świata między innymi król Aleksander Jagielończyk, Jan II Sobieski, Zygnunt II August, wielki hetman litewski Jan Karol Chodkiewicz, a także pisarz francuski Guy de Maupassant. Ten ostatni na wieść, że jest chory pisał: „Mam syfa, ale takiego z prawdziwego zdarzenia, nie jakiś tam tryper, nie świętoszkowate kłopociki, nie mieszczańską kłykcinę kończystą, nie nie! To prawdziwy wielki syf. Jestem z niego dumny i mam w pogardzie wszystkich burżujów. Alleluja! Mam syfa! A skoro go mam, nie boję się już, że go złapię!
* * * * *
Waleczny i odważny król Nawarry Antoine de Bourbon, którego kule omijały w boju zginął od przypadkowej kuli, gdy oddawał mocz z dala od zgiełku bitewnego. Jego syna Henryka IV o mało nie spotkał taki sam los, kiedy podczas polowania przyparty potrzebą udał się na stronę.
Reporter bratniego nam Żywieckiego Muzeum Humoru wybrał się w teren w poszukiwaniu najlepszych z najlepszych z win. Gdzie? U prawdziwych smakoszy...
- Naprawdę chcesz to wiedzieć? - mój ściśle tajny informator ściszył schrypiały głos, uniósł dwoma palcami okularki słoneczne z nalepką „Matrix” i przeszył mnie badawczym wzrokiem
- Tak, to moja praca - odpowiedziałem drżącym głosem przełykając nerwowo ślinę. Staliśmy pod dyskontem Biedronka na jednym z blokowisk Piotrkowa Trybunalskiego starając się zrozumieć celowość naszego spotkania. Tak, jestem tu z polecenia Rady Kustoszów, mam przeprowadzić badania gustów wzorcowej grupy amatorów taniego wina - wyrecytowałem wykutą wcześniej formułkę, coraz bardziej nerwowo żując łykowatą gumę „Ogniem i Mieczem”.
- Niech ci będzie ale wyskakuj z piątki -machnął ręką agent - pokażę ci czym to pachnie! Wyłuskałem monetę i odetchnąłem z ulgą. W ten mało wybredny sposób zdobyłem jego zaufanie.
- Panowie już czekają - Wiesiek przyspieszył kroku.
Trzymałem się mocno jego wyleniałej marynarki, wdychałem zapach nadgnitych śliwek i podłego dymu z Fajrantów, patrzyłem jak odgarnia przybrudzoną ręką pokryte brylantyną kłaczki.
- Oto oni - powiedział Wiesiek po chwili wskazując odrapaną ławeczkę, na której siedziały trzy ubrane na buro, przygarbione postacie z białymi kubeczkami w ręku. Moją twarz rozjaśnił błogi uśmiech spełnienia. Absolutnie wzorcowa grupa konsumentów taniego wina była do mojej dyspozycji.
- Panowie, teraz się poznamy - zadecydował Wiesiek i cała trójka zwróciła ku mnie swe poorane wieloletnią znajomością z alkoholem twarze.
- Maniek.
- Czesiek
- Kazek.
- Napijesz się z nimi - wychrypiał Czesiek, wciskając mi w dłoń lepki od wina kubeczek.
- Hmm, może kiedy indziej... - zacząłem nieśmiało.
- Eeeeee no co ty - oburzenie wzorcowej grupy osiągnęło niepotrzebnie wysoką temperaturę - z nami się nie napijesz? - w moją stronę zwróciły się trzy przybrudzone kubeczki oraz brązowa butelczyna z długą szyjką obklejona tęczową nalepką, którą Maniek przyciskał do siebie z podziwu godnym sentymentem.
- Pan jest z Muzeum i zbiera informacje o winach - wycedził scenicznym szeptem Wiesiek zagłuszając chlupot wlewanej do kubeczka dawki jabola. Wzdrygnąłem się, poczuwszy przez plastik ciepłotę wygrzanej w słońcu substancji oraz jej piekielne właściwości, jakich za chwilę będzie mi dane zasmakować.
- Możesz być nawet z Koluszek Romeczku ale z nami napić się musisz - na Kazku informacja o mojej osobie nie zrobiła większego wrażenia a cała czwórka odchyliwszy głowy połknęła zawartość kubeczków mlaskając, gulgocząc i masując się po brzuchach. Po chwili cztery pary oczu utkwiły we mnie szczerze zdumiony wzrok.
- Nnnie pppijesz? - wybełkotał Czesiek głosem kompana filmowego Ediego.
- Nnnnie lubisz Aaaaalpagi Parkowej? - wytrzeszczył oczy Maniek.
- Eeee nnnno co ty? - odbiło się Kazkowi.
- Nie, to nie tak - zaoponowałem - po prostu przyszedłem tu do pracy. Pracuję w Muzeum i robię badania na temat taniego wina.
Wszyscy ryknęli śmiechem a najbardziej Kazek, który poklepując mnie po ramieniu odebrał mi dziennikarską torbę i dolał do kubeczka drugie tyle płynu.
- Pij synku, pij, pogadamy później... Muzeum nie zając, nie ucieknie...
- Ale badania... - po chwili nie miałem już siły protestować. Odchyliłem głowę wlewając w trzewia całą zawartość plastikowego kubeczka.
Po minucie poczułem się częścią tak zwanej „zbiorowości”. Smak swojskich owocowych popłuczyn z siermiężną dawką alkoholu, osiadł mi na języku mdłym zlepem, oblepił gardło piekącym rodzajem słodyczy, rozpalił ścianki żołądka alkoholowym kłuciem nader podłego rodzaju. To było coś czego szukałem. W myślach ustawiałem już kamerę, włączałem dyktafon i pstrykałem zdjęcia.
Dla odwagi wychyliłem więc drugą dawkę Alpagi Parkowej, podejrzanego odlewu spod zgniłych śliwek, spleśniałych wisienek, zgniecionych czereśniami i mirabelek.
- Dobre, co? - uśmiechnął się bezzębnie Maniek - może jeszcze łyk Kosmosu? Kazek wyciągnął spod ławki zielona butelczynę i sprawnie ją odkorkował.
- Panie Muzeum, patrz pan co tu jest napisane - długi, brudnawy paznokieć Kazika podkreślił chybotliwe literki na nalepce. „W pół godziny na orbitę” – wymamrotałem i zatoczyłem się lekko.
- Dawaj Maniek - zakrzyknąłem odważnie i po chwili pół Kosmosa zniknęło w naszych brzuchach.
- Jesteśmy już w połowie drogi na orbitę – zażartowałem ale Maniek z Cześkiem chyba nie zrozumieli o co chodzi.
- Jak to w połowie drogi? - dopytywał się Czesiek - przecież stoimy na trawniku po „piętnastką”.
- Nie, nie Czesiu - uspokajał go Wiesiek - panu chodzi o coś innego.
- Kosmos jest lepszy niż Cycula - wypalił nagle Maniek i opadł ze śmiechem na ławkę zgniatając swój kubeczek.
- Coś ty (....) zrobił - zamartwiał się Kazek, w którego rękach znalazł się kolejna zakorkowana butelka, tym razem o nazwie...
- Czar Teściowej – ryknął wręczając mi otworzoną flaszkę.
- Panowie, ja... Muzeum... Humoru... Nie mogę... Pracuję... - bełkotałem bez ładu i składu - Za dużo... Za mocne...
Patrzyli na mnie z politowaniem pociągając na przemian z butelki i kubeczków, chwiejąc się na obutych w stare tenisówki nogach, prezentując posiwiałe włosy na opalonych klatach, spluwając co jakiś czas na chodnik i znikając z osobna za potrzebą za sąsiednim krzaczkiem.
- Ssssłuuchaj Muzeum... Teeeeraz nie czas na żarty - głos Mańka brzmiał bardzo poważnie - specjalnie dla ciebie wziąłem na kkkreskę z „Podrobka” pppprawdziwy rarararaaarytas.
Przed moimi oczami pojawiło się coś, czego nie spodziewałem się w najśmielszych snach. Pamiętam, jaką legendą owiany był ten kultowy produkt, który teraz ze stoickim spokojem, prezentowała mi wzorcowa grupa konsumentów taniego wina.
- Nie, to niemożliwe, to prawie jak wymarła za PRL-u Polokokta - przecierałem ze wzruszenia śliwkowe gałki oczne o porzeczkowych źrenicach. Przede mną wypinało swą dumną szklaną pierś wino Menello Bianco, najwspanialszy eksponat kolekcji jabcoków Żywieckiego Muzeum Humoru, dostępny jak dotąd jedynie na zdjęciach.
- Dawaj! – krzyknąłem do Mańka pomny wagi tej chwili - dawaj Menello w tej chwili!
- Eeeeeeej Muzeum, polej, nie (.....) - mamrotał zataczając się Kazek
- Oddawaj Menello, natychmiast – w mojej duszy zagrała podpita nutka kustosza, szalonego kolekcjonera produktów dziwnych i idiotycznych. Nie mogłem darować komuś Menello Bianco tylko dlatego, że było jego własnością.
- Daję 50 złotych! - wrzasnąłem w desperacji.
Zapadła śmiertelnie głucha cisza przetykana tylko fajrantowym sapaniem Wieśka.
- Eeeeej Muuuuuzeum, jeeeesteś ppppewien? - wymamrotał totalnie zalany Czesiek.
- PPPięć ddyszek za Mmmmenello? - nie mógł wyjść ze zdziwienia Kazek.
Maniek trzymał rarytas obiema rękami a ja już widziałem glorię, która czeka mnie, gdy przyniosę go na specjalne zebranie kustoszów Żywieckiego Muzeum Humoru, pozostając po wsze czasy „TYM, KTÓREMU UDAŁO SIĘ DOSTAĆ MENELLO BIANCO”.
- Daję stówkę! - w moich wisienkowych oczach pojawiły się łzy wzruszenia - STÓWKĘ!!! Słyszysz???
- Jeeeezzzzu... Ssssssstttóówkkkkę... - Maniek wymówił te słowa powolnym, przerażonym głosem i jak na zwolnionym filmie wypuścił Menello z zaciśniętych rąk.
- UWAŻAJ!!! - wrzasnęliśmy wszyscy ale było już za późno. Menello Bianco roztrysnęło się w drobny mak na pokrytym osiedlowym brudem chodniku.
Usiadłem na ławeczce i ukryłem stężałą od wina twarz w dłoniach. Maniek z Kazkiem pocieszali mnie jak mogli. Czesiek chciał nawet wykonać za mnie badania na samym sobie.
- Nie, nie Czesiu, nie trzeba, poradzę sobie... - mówiłem w przestrzeń połykając łzy bezradności.
- Jak Muzeum, to Muzeum – plótł bez sensu Kazek, zaciągając się znalezioną gdzieś w trawie resztką Fajranta.
Tego dnia siedzieliśmy jeszcze długo, długo... Wiesiek poszedł do domu a Maniek w ramach rekompensaty kupił za obiecaną stówkę dwadzieścia butelek innego rodzaju winiaków. Popijaliśmy więc smętnie Cyculę i Sen Sołtysa, nie mogąc zapomnieć o pięknej, smukłej sylwetce Menello Bianco... Patrzyliśmy tępo na topniejący asfalt na wylotówce w kierunku Kielc.
--
Tekst pochodzi z Żywieckiego Muzeum HumoruRankingi winek, recenzje, testy i fotki są dostępne na stronach portalu Jabole-online
Dobra, dobra. Chwila. Chcesz sobie skomentować lub ocenić komentujących?
Zaloguj się lub zarejestruj jako nieustraszony bojownik walczący z powagą